Homepage / Tarot / 22 Arkan Wielkich / XIX Słońce - Arkana Wielkie
Talia kart “Lenormand Dream” Książka “Vademecum Lenormand” 8 Kielichów i 6 Mieczy różnice Różnice między 9 Denarów i Królową Denarów Triskeles – symbol i znaczenie Różnice między 3 Mieczy i 5 Kielichów Profesjonalny kurs Tarota Śladami Pameli Colman Smith Eliantoo Przewróżenie i uzależnienie od wróżb Sekwencja kart Tarota Jakie pytania do kart? O Mnie Kruk – mitologia, symbol i charakterystyka Dwór Denarów Dwór Mieczy Dwór Kielichów Dwór Buławy Pytania do kart Tarota – Czas Kierunki w kartach Lenormand 11 Rózgi – Energia karty Lenormand Kurs – doskonalenie odczytu kart Lenormand Talia Lenormand – Oracle “Moonlight” Historia kart Lenormand XXI Świat – Arkana Wielkie XX Sąd Ostateczny – Arkana Wielkie Tarot a Oracle, czy wiesz jaka jest różnica? Garnitury – Kolory kart w Petit Lenormand XIX Słońce – Arkana Wielkie Król Kielichów – Tarot of Delphi XVIII Księżyc – Arkana Wielkie XVII Gwiazda – Arkana Wielkie Tarot of Delphi – Królowa Kielichów Rycerz Kielichów – Tarot of Delphi – Artysta XVI Wieża Boga Lenormand – opis kart. Interpretacje z kart Lenormand Tarot of Delphi – opis talii cz. 2 XV Diabeł – Arkana Wielkie Interpretacja z kart tarota Tarot of Delphi – moje odkrycia Interpretacje Kart – odczyty wróżb Tarot of Delphi – opis talii Odczyt wróżby – pytanie o pracę XIV Umiarkowanie – Tarot of Delphi XIV Umiarkowanie XIII Śmierć Opinia o wróżbach z kart XII Wisielec XI Sprawiedliwość Kontrowersje i Tarot w naszych czasach X Koło Fortuny IX Pustelnik VIII Moc VII Rydwan VI Kochankowie V Kapłan Drzewo – Avatar – Lenormand IV Cesarz III Cesarzowa Wolna Wola Człowieka- kontrowersje Tarot – karta XV Diabeł – odczucia, refleksje II Kapłanka VII Rydwan – odczucia, refleksje… I Mag 0 Głupiec Historia kart Tarota sdfsdfsd

22 Arkan Wielkich

XIX Słońce – Arkana Wielkie

Karta_tarota_Slonce_19

XIX Słońce – The Sun, Die Sonne
Odpowiednik astrologiczny – Lew
Płeć karty – męski
Archetyp – światło, dzień

Karta tarota XIX Słońce – opis tej karty jest wg. moich odczuć, porównań, w ten sposób możesz sobie samemu przybliżyć charakterystykę karty. Najważniejsze jest pobudzenie własnej intuicji …

 

Im jaśniejsze światło, tym ciemniejszy cień. Najciemniejsza godzina jest tuż przed wschodem słońca.

 

Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jakiś etap w życiu. Jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż to konieczne tracimy radość i sens tego, co przed nami.

Paulo Coelho (z książki Piąta góra)

 

 

Zaw­sze na­leży mie­rzyć się z lep­szym od siebie.
Kiedy przeg­rasz, będzie to słuszna porażka.
Kiedy wyg­rasz, będzie to og­romna satysfakcja.
Nig­dy nie na­leży mie­rzyć się ze słab­szym od siebie.
Kiedy wyg­rasz, nie będzie to miało znaczenia.
Kiedy przeg­rasz, wsty­du się nie pozbędziesz.
Logos
Jestem optymistą, ale optymistą, który bierze ze sobą płaszcz przeciwdeszczowy.
Harold Wilson

komoda-biurko-do-gabinetu    meble-rattanowe-zestaw-640x441

relax_your_mind1

uid_5925ea385cae9e305e3e3c6178101b921429532909742_width_633_play_0_pos_0_gs_0_height_355

 

 

Czym jest szczęście
Pewien człowiek, który był wciąż smutny i nie potrafił odnaleźć w życiu radości, usłyszał podczas przechadzki w parku śpiewającego cudnie ptaka:
– Zazdroszczę Ci – powiedział, stanąwszy pod drzewem – Musisz być bardzo szczęśliwy, skoro tak pięknie wyśpiewujesz swoją radość.
– Ale ja nie dlatego śpiewam, że jestem szczęśliwy – odpowiedział ptak. – Jestem szczęśliwy, dlatego że śpiewam.
Autor nieznany

 

 

Słońce(wiersz klasyka)
Czesław Miłosz
Barwy ze słońca są. Bo ono nie ma
Żadnej osobnej barwy, bo ma wszystkie.
I caŁa ziemia jest niby poemat,
A słońce nad nią przedstawia artystę.

Kto chce malować świat w barwnej postaci,
Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce.
Bo pamieć rzeczy, ktore widział, straci,
Łzy tylko w oczach zostaną piekące.

Niechaj przyklęknie, twarz ku trawie schyli
I patrzy w promień od ziemi odbity.
Tam znajdzie wszystko, cośmy porzucili
Gwiazdy i roże, i zmierzchy, i świty.

 

Baśnie braci Grimm – “O rybaku i złotej rybce”

Dawno, dawno temu, w ubogiej chatce nad brzegiem morza mieszkał biedny rybak. Pewnego dnia wybrał się jak zwykle na połów. Nie waż mi się wracać do domu z pustymi rękami! – wołała za nim od drzwi jego gderliwa żona. Rybak zarzucił sieć i już po niedługiej chwili zauważył, że coś w niej pięknie połyskuje. A cóż to za dziwo? – rzekł do siebie, wyjmując z sieci złotą rybkę. Zdumienie jego wzrosło jeszcze bardziej, kiedy usłyszał, jak niezwykła rybka przemówiła  ludzkim głosem:
– Szlachetny rybaku, wypuść mnie! Jestem córką króla morza, jeśli mnie uwolnisz, spełnię każde twoje życzenie! Zaskoczony rybak bez namysłu wrzucił rybkę do wody. Ale gdy wrócił do domu i opowiedział, co mu się przytrafiło, żona go zwymyślała:
– Coś takiego! Kiedy rybka obiecała, że spełni twoje życzenia, trzeba było poprosić o cokolwiek! Idź zaraz na brzeg i gdy ją spotkasz poproś o nową balię, spójrz tylko, w jakim stanie jest nasza!
Rybak wrócił na brzeg morza. Kiedy tylko zawołał rybkę, od razu wystawiła łebek z wody.
– Wzywałeś mnie, więc jestem – rzekła. Rybak powtórzył rybce życzenie swojej żony.
– Byłeś dla mnie bardzo dobry – odpowiedziała natychmiast rybka. – Wróć do domu, a przekonasz się, że twoje życzenie zostało spełnione.
Rybak pobiegł do swej chaty, pewien że żona ucieszy się takim załatwieniem sprawy. Ale gdy tylko otworzył drzwi… – I pomyśl sam! – Zaczęła pomstować żona.
– Ta rybka rzeczywiście ma czarodziejską moc! Po co ją wypuściłeś? Spójrz tylko na tę balię – jest zupełnie nowa! Nie możemy się zadowolić jednym nędznym życzeniem! Wracaj i powiedź jej, żeby nam dała nowy, duży dom!
Rybak pośpieszył nad morski brzeg. Ciekaw jestem – myślał – czy jeszcze spotkam rybkę… Mam nadzieję, że nie odpłynęła zbyt daleko…
– Rybko, rybko! – Zaczął nawoływać.
– Tu jestem. Czego chcesz tym razem? – Usłyszał pytanie.
– Tego… Moja żona… Chciałaby…
– Czego pragnie tym razem? – Przerwała mu złota rybka.
– Dużego domu – mruknął rybak trochę zawstydzony.
– Skoro byłeś dla mnie taki dobry, spełnię twe życzenie. – Rzekła rybka.
Tym razem rybak nie śpieszył się z powrotem. Rozmyślał o tym, jaką radość sprawi żonie nowym domem. Już z daleka zobaczył spadzisty dach wspaniałego domu, wysoki komin i murowany ganek. A wtedy wybiegła mu naprzeciw żona, trzęsąc się ze złości.
– Słuchaj no! Teraz kiedy wiem, jaką moc rzeczywiście ma złota rybka, nie możemy poprzestać na byle domu! – Wrzeszczała. – Musimy dostać coś więcej! Biegnij do niej z powrotem i poproś teraz o prawdziwy pałac! Nie taki zwykły dom, jak ten! I piękne stroje, i klejnoty!
Rybak zmartwił się nie na żarty. Ponieważ jednak żona przez całe lata trzymała go pod pantoflem i nigdy nie mógł powiedzieć jej „nie”, ponownie poszedł nad brzeg morza. Był w prawdziwej rozterce, ale cóż mógł zrobić? Zawołał głośno złotą rybkę, lecz tym razem upłynęło kilka chwil, zanim wynurzyła się z wody.
Tym czasem morze się wzburzyło, a wysokie fale przystroiły się w wysokie białe grzywy.
– Ja przepraszam, że znowu cię trudzę… – Zaczął rybak. – Ale moja żona się namyśliła i chce teraz mieć olbrzymi pałac, a ponadto… Jeszcze raz rybka spełniła życzenie rybaka, ale tym razem wydawała się mniej przyjazna niż przedtem. Na reszcie poczciwy rybak mógł wracać do domu. A przez całą drogę cieszył się, że marzenia żony zostały zrealizowane. Mieli teraz cudowny pałac! Och, jakże był piękny! A u szczytu schodów wiodących do pałacu stała żona rybaka, wystrojona i obwieszona klejnotami jak wielka dama. I tym razem była niezadowolona i niecierpliwie czekała na męża.
– Wracaj i proś o… Ale rybak jej przerwał. – No wiesz! Otrzymaliśmy taki wspaniały pałac! Musimy się cieszyć tym, co mamy! Nie uważasz, że za dużo chcesz?
– Wracaj na brzeg powiedziałam, rób jak ci każę! I proś złotą rybkę, żebym została cesarzową! – odpowiedziała gniewnie kobieta.
Nieszczęsny rybak ociągając się ruszył nad morze. Tymczasem rozpętała się burza. Pioruny waliły, straszne błyskawice rozjaśniały ciemne niebo, a fale biły wściekle o brzeg. Rybak przykląkł na skale, a piana wodna pryskała mu w twarz. Raz jeszcze zaczął cichym głosem wzywać rybkę. Tym razem wysłuchała go w milczeniu i bez słowa dała nura w głębinę. Rybak czekał długo, ale rybka nie pojawiła się więcej. Potężna błyskawica, o wiele jaśniejsza niż poprzednie, rozdarła niebo i w jej świetle rybak ujrzał, że zarówno jego nowy dom, jak i ogromny pałac zniknęły bez śladu. Tylko uboga chatka stała na swoim miejscu. Tym razem jego żona czekała we łzach.
– Dobrze ci tak! Powinniśmy cieszyć się tym, co mamy, zamiast ciągle żądać więcej! – gderał ze złością rybak. W głębi duszy był jednak zadowolony, że wszystko jest po staremu.
Nazajutrz i przez wszystkie następne dni jak dawniej wypływał w morze. Ale już nigdy nie spotkał małej złotej rybki.

 

 

Szczęście
W pewnej wiosce żyli dwaj bracia. Kiedy ich ojciec umarł, podzielili się dziedzictwem sprawiedliwie. A że to był chłop zamożny, więc każdemu z jego synów dostała się spora gospodarka. Ale w miarę jak lata mijały, jeden z nich się dorabiał, a drugi biedniał. Nie dlatego, żeby ten młodszy nie chciał pracować, albo marnował grosz, tylko jednemu się wiodło, a drugiemu nie. Niektórzy mówili, że ten młodszy nie umie gospodarować. Jego zboże było rzadsze, krowy mniej mleczne, ściany chaty toczył grzyb. Ale czemu, jeżeli padał grad, to jego pole wytłukł, a pole brata ominął? Dlaczego jak przyszedł pomór na świnie, to u starszego nie zachorowała ani jedna, a u młodszego wszystkie padły? Jak było, tak było, dość że ten młodszy popadł w biedę i mu­siał sprzedać połowę pola, żeby popłacić długi i kupić ziarno na siew. Ale zboże znów mu nie obrodziło i na przednówku przy­cisnął go taki głód, że nie miał co dać jeść żonie i dzieciom, a sam osłabł z tego niedojadania. Brata nie chciał już prosić o pomoc, bo w zimie, kiedy poży­czał u niego mąkę, brat powiedział:
— Pamiętaj, żeby to był ostatni raz. Nie mogę przecież żywić dwóch rodzin. Po naszym ojcu, świeć Panie nad jego duszą, dostałeś tyle co i ja, więc rządź się tak, żeby ci zboża starczyło do nowego.
Może by i starczyło, ale młodszy brat miał nie popłacone podatki i zajęto mu zboże na pniu.
Pewnej soboty starszy brat właśnie zaczął żąć na swoim, jak to zwykle chłopi lubią rozpoczynać żniwa w sobotę, że to dzień Matki Boskiej. Skoro się ściemniło i młodszy zobaczył, że w chacie tamtego przestały świecić okienka, zwinął pusty worek, wpakował go za pazuchę i chciał wyjść.
Wtem żona pytą go:
— Dokąd to idziesz po nocy?
— Zetnę trochę kłosów u brata. Zmielemy na żarnach i upie­czesz nam chleba.
— Bój się Boga, to ty idziesz kraść? Chłop się oburzył.
— Kraść nie kraść — .odburknął.
— Kiedyś mu przecież oddam. A co nasze dzieci winne, żeby miały chodzić głodne?
I poszedł. Księżyc świecił, srebrzyły się świeże kopki na polu. Chłop zabrał się raźno do ładowania worka.
Wtem zza jednej kopki wysunął się cień —wysoki, cały czarny i zakrzyknął:
— Stój! Ktoś ty taki i czego tu chcesz?
— Ja jestem gospodarza brat, ale ty sam coś za jeden i co tu robisz? — odciął chłop twardo.
— Jestem jego Szczęście. Co noc pilnuję jego pola i zbieram każdy kłosek, żeby mu ani jedno ziarenko nie przepadło. Chłop się zdumiał:
— Ho, ho, to mój brat ma Szczęście na usługi? Nie dziwota, że mu się tak powodzi, a mnie nie.
— Ty masz także swoje Szczęście —odpowiedział cień. — Tylko że twoje Szczęście nie tutaj mieszka.
— Gdzież ono jest?
— Czeka na ciebie w mieście, zaraz na pierwszej uliczce koło rynku, jak się idzie na targowisko. A tu mi się nie plącz, bo ja ci i tak nic stąd zabrać nie pozwolę.
Chłop zawrócił do chaty. Opowiedział wszystko żonie i ura­dzili, że nazajutrz pójdzie do miasta poszukać swego szczęścia. Wybrał się skoro świt i na południe już był w mieście. Bo chociaż nogi osłabły mu z głodu, okropnie mu pilno było do tego Szczęścia. Poszedł na wskazaną uliczkę, ale nie dostrzegł tam nic nad­zwyczajnego. Czekał jednak wytrwale do wieczora, siedząc na kamiennym ogrodzeniu koło kościoła.
Wreszcie kiedy się ściemniło i uliczka opustoszała, pojawił się niewiadome skąd czarny cień podobny do tamtego na polu i spy­tał:
— Jestem twoje Szczęście, czego chcesz ode mnie? Chłop opowiedział mu o swojej niedoli. Cień dał mu taką radę:
— Teraz lato, więc kożuch ci nie potrzebny. Idźcie oboje z żoną do garncarza, zostawcie mu kożuch w zastaw, a nabierzcie garnków i mis, ile zdołacie unieść. Rozprzedajcie naczynia po wsiach i pójdźcie po drugie. Do garncarza jest od was daleko, a teraz żniwa, każdemu czas drogi. Ludzie chętnie zapłacą wam o parę groszy drożej, żeby nie chodzić taki szmat drogi po garnki, kiedy im się który stłucze. Przekonasz się, że będziecie mieli co jeść i spłacicie garncarza. Potem przyjdź znów do mnie po radę.
Chłop wrócił do swojej wsi i zrobił tak, jak mu radziło Szczęście. I rzeczywiście dola mu się odmieniła. Po jakimś czasie odłożył trochę grosza i jeździł już po garnki wozem, a przez to więcej zarabiał.
Wreszcie za radą swego Szczęścia sprzedał, co mu jeszcze zo­stało z gospodarki, i założył sklepik w mieście przy tej samej ulicy, na której po raz pierwszy ukazało mu się jego Szczęście. Zdarzyło się kiedyś, że starszy brat przyjechał na targ do miasta i zaszedł do młodszego. A młodszy miał już wtedy nie byle jaki sklepik, tylko porządny, spory sklep z rozmaitymi towarami i doskonale mu się w tym handlu powodziło.
Zdziwił się starszy, bo nie spodziewał się tu takiego dostatku. Kiedy wrócił na wieś i opowiedział żonie, co zastał u brata, żona zaczęła mu się naprzykrzać:
— Słuchaj, mężuniu, przenieśmy się i my też do miasta! Z twojego brata był taki niedołęga, a teraz patrz, jak mu się powodzi. Jakbyś sprzedał inwentarz i wydzierżawił pole, mógłbyś otworzyć jeszcze ładniejszy sklep. Byłoby najlepiej mieć sklep w samym rynku. Ty byś handlował, ja siedziałabym za kasą. Nie pocili­byśmy się w polu, ubralibyśmy się po miejsku, byłoby inne życie.
Chłop nie miał na to ochoty, lubił wieś. Swoboda, po­wietrze, cisza, nie to co miejski zaduch, ciasnota i hałas. Tu jest bogatym gospodarzem, wszyscy go znają i szanują, nikt nie ma takich urodzajów, nikt nie dochował się lepszych krów i koni. Po co miałby tracić to wszystko i zamieniać się w kupczyka?
Żona jednak poty nie dawała mu spokoju, póki nie przekabaciła go po swojemu. Nie minął rok, a już gospodarz, przestał być gospodarzem, za to miał sklep w mieście na rynku, większy i oka­zalszy niż sklep młodszego brata. Bo jego żona była zazdrosna. Nie zniosłaby, żeby bratowa miała się lepiej niż ona.
Ale przerachowała się kobieta. Dziwna rzecz, nic im się w handlu nie wiodło, jakby jakieś licho bruździło w każdej rzeczy. To nie mogli dorachować się pieniędzy w kasie, to złodzieje do­stali się nocą do sklepu, to się towar zepsuł albo go zabrakło, albo nie podobał się klientom.
Z każdym dniem było mniej kupujących. Ludzie woleli iść na boczną uliczkę, do mniejszego sklepu młodszego brata. Mówili, że tam można łatwiej i taniej znaleźć to, czego się potrzebuje.
Starszy nie mógł pojąć, dlaczego tak się dzieje. Poszedł do brata i powiedział:
— Pogadajmy z sobą szczerze. Dlaczego ty dorabiasz się na handlu, a ja na nim tracę? Przecież ja także robię, co mogę, a pieniędzy włożyłem w swój sklep więcej niż ty. Na wsi było akurat na odwrót: mnie się powodziło, a tobie nie. Młodszy brat uśmiechnął się i odrzekł:
— Widzisz, bracie, jest jedna sprawa, o której nie chciałem ci wcześniej mówić, żebyście nie pomyśleli, ty albo twoja żona, że nie życzę ci powodzenia w mieście i boję się, że klienci przejdą do ciebie. Ale kiedy sam przyszedłeś i chcesz pogadać szczerze, to ja ci szczerze odpowiem.
Opowiedział bratu o jego i swoim szczęściu.
— Twoje Szczęście zostało na wsi i tu ci go brak. A moje Szczęście czekało na mnie w mieście i na wsi go nie miałem. Tak mi się widzi, że powinieneś sprzedać sklep, póki nie straciłeś wszystkiego. Mógłbyś kupić na nowo inwentarz i odebrać ziemię z dzierżawy. Na wsi z pewnością powodziłoby ci się tak dobrze jak dawniej, przecież tam czeka na ciebie twoje Szczęście.
Starszy brat bardzo się zdziwił tym opowiadaniem i zamyślił się głęboko.
Po jakimś czasie był znów wiejskim gospodarzem, a jego żona gospodynią. Wcale już się na to nie skarżyła:
— Przez cały dzień musiałam w sklepie liczyć i liczyć, aż mi głowa puchła — opowiadała sąsiadkom. — Ludzie mieli gry­masy, wydziwiali nad moim towarem. A ja musiałam być im na usługi i jeszcze się do nich uśmiechać. Po co mi to, kiedy tu mogę być panią u siebie.
Tymczasem żona młodszego brata mówiła do męża:
— Cóż ja na to poradzę, że nie lubię krów doić i macać kur, ani robić w polu i w ogrodzie? Po co mi to, kiedy mogę sprze­dawać w naszym sklepie.
— Tak, żono, tak — zgodził się mąż. —Widać najważniejsze jest to, żeby człowiek zrozumiał, gdzie jest jego miejsce, bo tylko tam będzie mu się praca darzyć.

Bajka polska

Bardziej szczegółowy opis karty tarota XIX Słońce moi drodzy, wypracujecie sobie sami dzięki książkom poświęconym kartom tarota, ćwiczeniom, również w internecie jest bardzo wiele informacji, ja mogę gorąco polecić forum dobrytarot.pl jest tam szeroki opis kart.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x