XII Wisielec – The Hanged Man; Die Selbstlosigkeit
Odpowiednik astrologiczny – planeta Neptun
Płeć karty – neutralna
Archetyp – Atlas dźwigający kulę ziemską
Kabała – Ścieżka, która łączy Geburah (5) – surowość z Hod (8) – splendor. Energia XII Wisielca łączy surowość i wspaniałość, aby zapewnić duchową świadomość.
Roślina – Kelp (Listownicowce) jest środkiem łagodzącym i “rozpuszczającym” nowotwory. Może stymulować tarczycę, usuwać wole i stymulować metabolizm (związany z Neptunem) i jest często stosowany u osób, którym brakuje współczucia. Symbolicznie Kelp jest używany do stwardnienia w stosunku do życia, braku współczucia, surowości i bezduszności w kontaktach z innymi. Symbolizuje powrót do źródła i mówi o inicjacji, wewnętrznym zaangażowaniu i duchowych przełomach. Znaczenie – „odnalezienie własnego”.
Kluczowe słowa – Odpuszczenie, odwrócenie, zawieszenie, poświęcenie, izolacja, duchowa niezależność, inicjacja, wyższa mądrość, rozdroże, decyzje, potencjalny wzrost, zmiana, przejście, medytacja, natchnione oświecenie duchowe, rozeznanie, próby, intuicja, wróżenie, proroctwo, potrzebne jest dobrowolne poświęcenie, aby osiągnąć swój cel, wytrwałość, akceptacja, refleksja, spostrzegawczość, spokój.
Buddhist monk’s come from “Hunan Province, China” by Steve Mccurry. http://stevemccurry.com/galleries
“Dlaczego jesteś nieszczęśliwy? Ponieważ 99,9 % twoich myśli i działań służy tobie. A ciebie nie ma.”
Wei Wu Wei
“Wczoraj byłem bystry i chciałem zmienić świat. Dziś jestem mądry, więc zmieniam siebie.” – Rumi
“Ciemność wyolbrzymia lęki, kłamstwa i żale. Prawda jest taka, że są one bardziej cieniami, niż rzeczywistością, więc w mroku wydają się większe. Kiedy do miejsc, gdzie w tobie żyją, dociera światło, zaczynasz widzieć, je takimi, jakie są.”
WM Paul Young
“Umiejętność obserwowania bez oceniania jest najwyższą formą inteligencji.” Jiddu Krishnamurti
“Jestem tym, czym jestem. Świat jest dla ciebie tym, czym uważasz, że sam jesteś. Zacznij od zobaczenia, że świat jest w tobie, a nie ty w świecie. Cały świat nie jest niczym innym jak odbiciem ciebie samego i przestań szukać błędu w odbiciu. Nie możesz zmienić świata, zanim nie zmienisz siebie. Wszystkie problemy pochodzą z umysłu. Przypomnij sobie, że nie jesteś umysłem, a jego problemy nie są twoimi. Problem ludzkości tkwi w błędnym używaniu umysłu.”
Nisargadatta Maharaj
Osoby, które oddają charakter karcie XII Wisielec:
Rumi (Dżalaluddin Muhammed Balchi)
Maksymilian Maria Kolbe (jego czyn – dobrowolna ofiara)
“Zdrajca” z 2019 roku w reżyserii Marco Bellocchio
Trzy kobiety szły do studni, aby zaczerpnąć z niej wody. Na kamiennej ławce, w pobliżu fontanny, siedział starszy człowiek i przysłuchiwał się ich rozmowom. Każda z kobiet wychwalała swego syna.
– Mój syn – mówiła pierwsza – jest tak zwinny i bystry, że nikt nie jest w stanie mu dorównać.
– Mój syn – mówiła druga – śpiewa jak słowik. Nie ma nikogo na świecie, kto mógłby się poszczycić tak pięknym głosem, jak on.
– A ty, co powiesz o swoim synu? – zapytały trzecią kobietę, która nic nie mówiła.
– Sama nie wiem, czy mogę powiedzieć coś niezwykłego o moim dziecku – odpowiedziała tamta – Jest dobrym chłopcem, tak jak wielu innych. Nie robi jednak nic specjalnego…
Kiedy dzbany były już pełne, kobiety skierowały się w stronę domów. Podążył za nimi również starzec. Naczynia były ciężkie i ramiona kobiet uginały się się od wysiłku.
W pewnym momencie zatrzymały się, aby móc troszkę odpocząć. Podbiegło do nich wtedy trzech młodzieńców. Pierwszy rozpoczął natychmiast jakieś widowisko: oparł dłonie na ziemi i zaczął wywijać koziołki, wierzgając nogami w górze, a potem zaczął wykonywać salta. Kobiety przyglądały się mu z zachwytem:
– Ach, jaki zręczny!.
Drugi chłopiec zaraz zaintonował jakąś piosenkę. Głos miał tak piękny, jak słowik! Kobiety przysłuchiwały się mu ze wzruszeniem w oczach:
– Ach, cóż to za anioł!.
Trzeci z chłopców podszedł do matki, zarzucił sobie ciężką amforę na ramiona i zaczął ją dźwigać przy jej boku. Wtedy kobiety zwróciły się do starca:
– Co powiesz o naszych synach?.
– O synach? – zawołał ze zdziwieniem starzec – Widziałem tylko jednego.
Poznasz swe dzieło po jego owocach.
Bruno Ferrero
Opowiastki Zen
Był kiedyś klasztor w którym obowiązywały bardzo surowe reguły, między innymi śluby milczenia — nikt nie mógł wypowiedzieć żadnego słowa. Był jednak jeden wyjątek: co dziesięć lat każdy z mnichów mógł wypowiedzieć dokładnie dwa słowa. Jeden z mnichów, po spędzeniu swoich pierwszych dziesięciu lat w klasztorze, przyszedł do opata.
– Minęło dziesięć lat — powiedział opat — możesz teraz wypowiedzieć dwa słowa.
– Łóżko… twarde — powiedział mnich.
– Rozumiem — odparł opat.
Gdy minęło kolejne dziesięć lat mnich ponownie przyszedł do opata.
– Minęło dziesięć lat — powiedział opat — jakie dwa słowa chcesz wypowiedzieć?
– Jedzenie… cuchnie — powiedział mnich.
– Rozumiem — odparł opat.
Znów minęło dziesięć lat, gdy mnich stanął przed opatem.
– Co chcesz teraz powiedzieć? — zapytał mnicha.
– Odchodzę… stąd! — powiedział mnich
– Ach, wiem nawet dlaczego — wykrzyknął opat. Przecież ty ciągle narzekałeś!
Joshu rozpoczął studiowanie, gdy miał sześćdziesiąt lat i kontynuował do osiemdziesiątki — wtedy doznał oświecenia. Od tego czasu, aż do wieku stu dwudziestu lat nauczał. Jeden z uczniów spytał go:
– Jeśli nie mam nic w umyśle, co mam robić.
– Wyrzuć to — odparł Joshu.
– Jeśli nie mam absolutnie nic, jak mogę to wyrzucić? — pytał adept.
– Więc noś to ze sobą — powiedział Joshu.
Przebaczyć nazistom
Były więzień nazistowskiego obozu koncentracyjnego był w odwiedzinach u przyjaciela, który wraz z nim dzielił to ciężkie doświadczenie.
– Czy przebaczyłeś nazistom? – zapytał przyjaciela.
– Tak.
– A ja nie. Ciągle trawi mnie nienawiść do nich.
– W takim razie – powiedział łagodnie przyjaciel – oni nadal cię więżą…
Rzeczywistość jest jaka jest, nie szukaj niczego ekstra.
Trzej mnisi postanowili razem pomedytować. Usiedli po jednej stronie jeziora, zamknęli oczy i pogrążyli się w medytacji. W pewnej chwili jeden z nich wstał i rzekł do pozostałych:
– Zapomniałem mojej maty.
Po czym w cudowny sposób wkroczył na taflę wody i przeszedł na drugi brzeg do swojej chaty. Kiedy wrócił, drugi mnich wstał i powiedział:
– Zapomniałem wywiesić moją drugą szatę do wyschnięcia – On także pełen spokoju przemaszerował przez taflę jeziora i wrócił tą samą drogą.
Trzeci mnich obserwował uważnie towarzyszy i postanowił przetestować swoje własne zdolności.
– Czy wasza wiedza jest większa od mojej? Ja również jestem w stanie to zrobić!
Powiedział głośno i ruszył w stronę jeziora, aby przez nie przejść. Jednak natychmiast wpadł w głęboką wodę. Z zapałem wspiął się z powrotem i spróbował ponownie tylko po to, aby znów wpaść do wody. Próbował jeszcze raz… i jeszcze… za każdym razem tonąc w wodzie. Dwaj pozostali przypatrywali się temu w spokoju. Nagle jeden powiedział cicho do drugiego:
– Myślisz, że powinniśmy mu powiedzieć gdzie są kamienie?
Godlewski “Moment Boskości”
Czarny rycerz
Przed wielu, wielu laty na zamku Kynast mieszkała piękna księżniczka ze swymi rodzicami. Dziwna to była dziewczyna. Rzadko widywano ją w niewieścich szatach. Najchętniej wkładała na siebie strój myśliwski, dosiadała konia i otoczona zgrają psów wyruszała na polowanie. Towarzyszyli jej bracia i rycerze. Rycerze ściągali na zamek z całego świata, bo księżniczka była bardzo ładna. Zostawali w gościnie u księcia, brali udział w myśliwskich wyprawach, walczyli na turniejach, jedli, pili, śpiewali i wodzili zakochanymi oczami za piękną księżniczką. Na koniec przychodzili do starego księcia, by prosić go o rękę jego córki. On stary już był i wraz z żoną o niczym bardziej nie marzył jak o tym, by ich córka wreszcie kogoś pojęła za męża. Ale zawsze to samo mówił:
– My się z serca zgadzamy, ale nie wiemy, czy ona się na to zgodzi. A gdy księżniczkę proszono o zgodę, odpowiadała niezmiennie:
– Dobrze, będę twoją żoną, ale stawiam jeden warunek: ten, kto chce być moim mężem, musi w pełnej zbroi, na bojowym koniu objechać mury obronne zamku po ich szczycie. Bo – jak dodawała – mój mąż musi być bardzo dzielny.
A mury były bardzo niebezpieczne z powodu jednego jedynego miejsca, gdzie załamywały się pod kątem prostym. Nie mogły biec inaczej, ponieważ skała, na której stał zamek, w tym miejscu była przecięta jakby toporem, stąd i mury musiały cofnąć się w głąb. W tym miejscu koń z jeźdźcem nie był w stanie zakręcić, by iść dalej, ale tracił równowagę i wpadał wprost w przepaść. A księżniczka spokojnie patrzyła ze swojego okna, które właśnie wychodziło na ten załom murów, jak kolejny kandydat na jej męża ginął wraz ze swoim koniem.
Tak upłynęło parę lat. I wciąż nie zdarzyło się, aby któryś z rycerzy proszących o jej rękę usłyszał inny warunek niż ten. I wciąż byli tacy, którzy słysząc to żądanie odchodzili z żalem, ale też zdarzali się śmiałkowie, którzy próbowali sforsować niebezpieczny załom murów i przypłacali ten czyn śmiercią. A księżniczka wciąż urządzała huczne zabawy, polowania, śpiewała, tańczyła, grała i śmiała się z tych, którzy nie potrafili zdobyć jej ręki.
Aż razu pewnego przyjechał na zamek nieznany rycerz. Ktoś go nazwał czarnym rycerzem, bo nosił czarny ubiór. Książę wydał na jego cześć wielką ucztę, na którą zaprosił również i księżniczkę. Przyszła jak zwykle niechętnie. Nie takie uczty lubiła. Zajęła swoje miejsce, po lewej stronie przybysza, nawet nie obdarzając go spojrzeniem. Była cała pogrążona w swoich myślach, gdy nagle usłyszała piękny głos gościa, który się do niej zwracał. Podniosła oczy i zamarła z wrażenia. Takiego człowieka nigdy jeszcze dotąd nie widziała. Natychmiast opuściła powieki, by nie dać poznać po sobie zmieszania, jakie ją opanowało. Nawet trudno było jej zrozumieć, co na niej takie wrażenie uczyniło. Czy mądre oczy, czy dobry uśmiech, czy spokój, który promieniował z całej postaci. Ale wiedziała jedno: “To jest ten”. Mówiła sobie w głębi duszy: “Na ciebie czekałam. Z tobą mogłabym iść na koniec świata. Dla ciebie mogę zrobić wszystko, co zechcesz”. – Pozostawał tylko cień niepokoju, czy on ją pragnie mieć za żonę.
Przy stole toczyły się głośne rozmowy, od czasu do czasu wybuchały śmiechy. Z drugiego końca sali dobiegała muzyka, żartownisie popisywali się swoimi sztuczkami, a ona tak trwała jak urzeczona. Nawet nie bardzo wiedziała, o czym rozmawia ze swoim sąsiadem. Oczy miała spuszczone. Czasem tylko odważała się spojrzeć na swojego towarzysza, i to zaledwie na chwilkę, bo bała się, by nie stracić zupełnie przytomności ze szczęścia, jakie ją przepełniało. Cała wieczerza była dla niej najpiękniejszym snem, w który wciąż nie śmiała wierzyć.’ Niestety, zbliżał się koniec tej radości. Służba porządkowała stoły. Ucichła muzyka. Trzeba było wstawać. Odchodziła z ciężkim sercem, w obawie, że to najcudowniejsze, które przeżyła, może się już nie powtórzyć. Poszła do swojej komnaty i wtedy, gdy na wpół przytomna zdejmowała uroczyste odzienie, wszedł ojciec. Jego pogodne oblicze powiedziało jej wszystko. Zrozumiała, że ojciec musiał obserwować ją w czasie uczty, wyczuł, co się w niej dzieje, a teraz przynosi jej ważne wiadomości. Ale czekała na słowa. Zamarła. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe.
– Czy wiesz, z jaką sprawą przyjechał ten rycerz? – zapytał ojciec. Poczuła, ze cała krew spłynęła jej z twarzy, że ledwo stoi na nogach, że jeszcze chwila a upadnie. Z trudem zdołała wyjąkać pytanie:
– Z jaką?
Myślała, że nigdy nie doczeka się odpowiedzi. Aż wreszcie doszło do niej:
– Przybył, aby objechać na koniu nasze mury.
W pierwszej chwili zdawało się jej, że umiera ze szczęścia. Wsparła się ciężko o ścianę. A potem przyszła na nią fala takiej radości, iż myślała, że oszaleje. Rzuciła się ojcu na szyję. Całowała go i ściskała:
– On będzie moim mężem! On będzie moim mężem! – powtarzała bez przerwy.
Gdy ojciec wreszcie wyrwał się z jej uścisków, cały rozpromieniony – choć udawał oburzenie, że córka jest taka nieopanowana – powiedział:
– Ja tego nie mówiłem. On oświadczył tylko, że chce objechać nasze mury.
– Ale to znaczy to samo! Ale to znaczy to samo! – śpiewała tańcząc wokół niego.
Była pewna. Nagle przerwała taniec. Uśmiech zgasł na jej twarzy. Uświadomiła sobie, jakie zagrożenie wisi nad jej szczęściem. Rzuciła się powtórnie ojcu na szyję mówiąc:
– A teraz idź, idź do niego i wytłumacz mu, że on nie potrzebuje wcale objeżdżać murów, że niech tego nie robi, że niech się nie waży, bo zginie, a on nie może zginąć. Idź, powiedz mu, że ja się zgadzam bez tego warunku. Mogę dzisiaj, albo jutro, albo kiedykolwiek on tylko zechce, być jego żoną.
Stary książę zaczął tłumaczyć:
– Jak ja mogę mu to powiedzieć…
– Idź, idź. Musisz iść. Bo jak nie, to ja pójdę, rzucę mu się do stóp, żeby go błagać, by tego nie robił.
Ojciec odszedł, a ona czekała na niego aż do pomocy. Zdawało się jej, że się nigdy nie doczeka powrotu ojca, że to czekanie trwa już całe wieki, że godziny się wloką w nieskończoność, że zegar zepsuł się i dlatego nie bije. Wreszcie, gdy książę wszedł, zobaczyła, że nic nie zdołał uzyskać.
– Nic nie pomogło – powiedział zatroskany. – Rycerz ślubował, że objedzie mury na koniu i od tego ślubu nie odstąpi. Po chwili milczenia dodał:
– Dałem mu do zrozumienia, że ty od niego nie żądasz spełnienia tego warunku. Tak jak tego chciałaś. Powiedziałem, jak można było najwyraźniej. Ale on się na to nie zgodził i gdybyś nawet ty poszła, to i tak nie nie uzyskasz. Jutro skoro świt wyjeżdża na mury.
Myślała, że umrze z rozpaczy. Była zupełnie bezradna. Klęczała całą noc. Klęczała i modliła się. Aby nie spadł, aby objechał mury szczęśliwie. Aby pierwszy raz stał się ten cud.
Wreszcie świt zaczął bielić ściany komnaty. Czas próby nadszedł. Usłyszała fanfary oznajmujące wejście rycerza z koniem na mury. Nie wstała z klęczek. Nie podeszła do okna. Nie chciała nic widzieć. Zamknęła oczy, splotła ręce aż do bólu i czekała. Na cud.
W ciszy usłyszała dalekie stąpanie konia. Stuk narastał. Był coraz bliższy. Zdawało się jej, że wypełnia jej całą głowę. To powinno być już, tuż, zaraz, za moment, w tej chwili. Teraz. Kopyta przestały dźwięczeć. Na pewno stanął teraz nad załamaniem muru. Cała napięta do granic możliwości czekała na huk spadającego po murach rycerza i kwik konia. Chwila ciągnęła się w nieskończoność. Nagle usłyszała stuk kopyt końskich idący dalej po murze. A więc udało się. Pierwszy raz. Cud się stał. Krzyknęła jak oszalała. Wybiegła z komnaty, pędziła przez korytarze, zbiegała po schodach, przebiegała wąskie krużganki, przejścia, rycerzowi naprzeciw, aby go przywitać, rzucić mu się na szyję, jemu – najpiękniejszemu, najmądrzejszemu, najdzielniejszemu, jedynemu. Cała zdyszana wypadła z bramy właśnie wtedy, gdy on zjeżdżał z murów w tłum ludzi na niego czekający. Patrzyła jak urzeczona na czapki lecące w górę. Dobiegł do niej huk wystrzałów na wiwat, krzyki, śmiechy, pieśni. Czekała. Aż podjedzie pod schody, zejdzie z konia i poprosi o jej rękę. Patrzyła, jak lekko nachylony, poklepując kark konia, jedzie przez zgromadzone tłumy, gdy nagle spostrzegła z niepokojem, że on zamiast w jej stronę coraz wyraźniej kieruje konia w stronę bramy wyjazdowej. Najpierw dalekie przeczucie, potem niepokój, potem strach, na koniec już pewność – to było wtedy, gdy on zdjął z głowy kołpak, ukłonił się w jej kierunku, podciął konia i zaczął wyjeżdżać z zamku. Taki jej obraz został w oczach w ostatnim momencie, gdy osunęła się zemdlona na ziemię.
Potem byłą ciężko chora. Miała wysoką gorączkę. Zrywała się. Chciała gdzieś iść. Wołała nieprzytomna rycerza, by zawrócił, by nie odchodził.
Wszystkim zdawało się, że umrze. Żadne lekarstwa nie skutkowały. Ale w końcu jej silny organizm przetrzymał napór choroby. Powoli wracała do zdrowia. Była bardzo słaba. Zgodnie z zaleceniami lekarzy pozostawała sama w ciszy. Dużo myślała o ostatnim wydarzeniu i o tajemniczym rycerzu. – “Dlaczego tak zrobiłeś? Dlaczego? – pytała go w myślach. – Czy ty wiesz o tym, że ja cię kocham? I nigdy cię kochać nie przestanę. Tylko czy cię jeszcze kiedyś zobaczę?”
Postanowiła go znaleźć. Wiedziała, że nie potrafi żyć bez niego. Gdy przychodziły na nią chwile refleksji, zapytywała sama siebie: “Co ja mu powiem, gdy go znajdę?” Ale w gruncie rzeczy to nie było ważne. Najważniejsze było: jak go znaleźć. Zapytała ojca o niego. Okazało się, że ojciec nic o nim nie wie. Nie znała go też matka ani rycerze na zamku.
– No to dlaczego go przyjąłeś? – zapytywała ze zdumieniem ojca. – Dlaczego wyprawiłeś dla niego takie przyjęcie?
– Po prostu zdawało mi się, że to jest ktoś bardzo znaczny.
– Dobrze – odpowiadała – ale że ty go nie zapytałeś o imię i o dom rodzinny.
Przyszedł dzień, kiedy zaczęła chodzić po komnacie. Potem pierwszy spacer na świeżym powietrzu, wreszcie zdobyła się na to, by dosiąść konia. Aż gdy uznała, że jest w pełni sprawna, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, wzięła ze sobą parę sług, pożegnała rodziców i braci, i w przebraniu męskim wyruszyła w drogę.
Odwiedzała wspaniałe zamki. Jeździła po wielkich turniejach, gdzie potykali się na kopie najdzielniejsi rycerze, wypatrywała go pomiędzy najodważniejszymi. Uczestniczyła w największych uroczystościach, jakie obchodziły miasta, zamki i pałace – nie było go nigdzie. Czasami zdawało się jej, że to wszystko było snem, że to nieprawda, że takiego człowieka nigdy nie spotkała, że go po prostu w ogóle nie ma. Powoli traciła nadzieję, by go mogła jeszcze kiedykolwiek zobaczyć. Po raz pierwszy w życiu nie osiągnęła tego, co zamierzała, czego tak bardzo pragnęła. Wreszcie zrezygnowała. Odesłała służbę. Chciała być sama. Nie wiedziała właściwie, co ma dalej robić. Trzeba było wracać do domu. Ale po co? Bawić się, tańczyć, śpiewać, polować? Myślała o tym wszystkim z obrzydzeniem. Życie dla niej straciło sens. Czasem była wściekła na siebie, że dała się ogarnąć tej miłości, ale czy mogła coś na to poradzić?
Zdarzyło się razu pewnego, w któryś dzień samotnej jazdy – powracania do domu – że zbłądziła. Wieczór zapadał szybko, w lesie było coraz bardziej mroczno, a tymczasem wciąż nie było osady, do której zdążała, gdzie miała przenocować. Nie bała się. Tylko była po prostu zmęczona. Początkowo chciała przespać się gdzieś w lesie, ale zaczął padać deszcz coraz gęściejszy, na dodatek stało się nieszczęście: w ciemności koń wpadł w jakiś wykrot i okulał. Musiała z niego zsiąść. Trzymała go za uzdę i powoli brnęła przez wodę i błoto. Powieki jej się same zamykały. Przylepiona do konia stawiała nogi po omacku. Godziny się wlokły – nie było końca ani lasu, ani deszczu, ani nocy. Już tylko marzyła, aby choć na moment położyć się i zasnąć. Nagle koń stanął, zarżał. Oprzytomniała, chwyciła za miecz. Poczuła, że wyszli z lasu i znajdują się na wolnej przestrzeni. Rozglądając się dojrzała dalekie światełko. To było chyba światło padające z okna domu. Podeszła bliżej. Ujrzała ciemny zarys wielkiego domostwa. Zostawiła konia pod dachem i weszła do wnętrza. W izbie panował półmrok, tylko na kominku palił się nikły płomień. Obok siedział stary, siwy człowiek. Błyski ognia oświetlały jego postać.
– Kto ty jesteś – usłyszała pytanie.
– Zbłądziłem w lesie. Koń mi okulał.
– Skąd jesteś?
Nie chciała tego ujawnić. Bała się, żeby nie wyszło na jaw, że jest dziewczyną. Wyminęła to pytanie. Wiedziała jednak, że musi zdobyć zaufanie. Zaczęła więc podawać nazwy zamków, kaszteli, dworów zamieszkałych przez zaprzyjaźnione z jej familią rody. Wymieniała imiona znanych w całym kraju ludzi. Opowiadała o spotkaniach z nimi, wciąż jednak pilnie bacząc, by nie zdradzić swojego pochodzenia. Czuła, że to wszystko przełamuje początkowy chłód starego człowieka. Wreszcie usłyszała to, czego oczekiwała:
– Możesz tu zostać na noc. Ja jeszcze posiedzę przy żonie. Rozgość się w tamtej izbie. – Wskazał jej ręką kierunek. – Moja żona jest chora – dorzucił.
Zobaczyła w głębi łóżko, na nim leżącą kobietę.
Następnego dnia już nie padało, ale jechać nie mogła. Koń miał nogę zranioną. Trzeba było leczyć i odczekać parę dni. Rozglądnęła się po obejściu. Dom był w dobrym stanie, ale bardzo zaniedbany. Stajnie i stodoły były spalone. “Od pioruna” -jak powiedział gospodarz. Bydło się częściowo spaliło, częściowo rozbiegło. Służba poodchodzila.
Nie pytała o nic więcej. Stwierdziła tylko, że tych dwoje ludzi żyje bardzo biednie, prawie głodują. Denerwował ją trochę smutek starego człowieka, jakaś bezradność, bezwolność. Wieczorami i nocami zostawał długo przy kominku i patrzył w ogień, w ciągu dnia siadywał przed domem i patrzył na drogę, jakby kogoś wypatrywał.
Któregoś wieczoru, grzejąc się przy kominku, chciała przerwać ciążące jej milczenie. Nic nie przychodziło jej do głowy. Wreszcie zaryzykowała opowieść o własnym życiu, uważając przy tym, by nie domyślili się, że to o nią chodzi:
– Była sobie raz księżniczka, która rycerzom starającym się o jej rękę stawiała żądanie, by objechali dookoła zamku po szczycie murów obronnych.
Nie zauważyła, że starzec drgnął. Zatopiona we własnych myślach snuła dalej swoją opowieść. Nagle z zamyślenia wyrwało ją pytanie powiedziane ostrym tonem:
– Skąd to wszystko wiesz?
– Ktoś mi opowiedział – odparła wymijająco.
– Jednym z tych, którzy spadli z murów i zginęli, był mój syn. Umilkła jak rażona. Zapanowała cisza. Myślała gorączkowo. Teraz dopiero zrozumiała apatię tego człowieka. Ta śmierć była chyba również powodem choroby jego żony.
– Jak on wyglądał? – zapytała po chwili.
– Czemu o to pytasz? Byłeś tam?
– Tak.
Zaczął jej opisywać. Przypomniała sobie tego rycerza. To był bardzo ubogi chłopiec. Nie znała go wcześniej. Pojawił się niespodziewanie na zamku. Pamiętała dobrze biedny strój, który nosił. Pamiętała docinki, wyśmiewanie się innych rycerzy.
– A ty nie objeżdżałeś murów? – usłyszała pytanie.
– Nie. Bo ja nie kochałem tej księżniczki – odpowiedziała.
– Bóg cię ustrzegł od tej okrutnej dziewczyny. Jak ona może żyć, mając na sumieniu, tyle śmierci. Jak jej Bóg nie pokarał.
Zamilkli oboje. Siedziała długo w noc przed kominkiem i myślała o całym swoim .dotychczasowym życiu. Dopiero teraz ujrzała krzywdę, jaką wyrządziła swoją lekkomyślnością. Dojrzewało w niej postanowienie: “Tu, w tym domu, trzeba zostać. Wnieść do niego życie. Zastąpić tym ludziom syna. To będzie pokuta, którą muszę Bogu złożyć”.
Zabrała się do pracy. Niełatwo to jej szło. Na szczęście był stary rycerz, który wszystko umiał, a teraz widząc jej zapał towarzyszył jej. Pracy było dużo, tym bardziej, że szła wiosna. Trzeba było orać, grabić, siać. Przynajmniej tyle, aby starczyło na wyżywienie tych biednych ludzi. Harowała od świtu do nocy. Na roli, przy kamieniarstwie, przy ciesielce, bo trzeba było przecież dachy położyć na spalone stodoły i stajnie. Wieczorem, gdy prawie rąk i nóg nie czuła, siadywała w izbie przy kominku, grała na lutni i śpiewała rycerskie piosenki, których tyle umiała. Opowiadała o turniejach i zabawach rycerskich. Snuła baśnie, legendy i przygody, które zasłyszała albo które sama przeżyła. Z odcieniem triumfu stwierdzała, że dom się zmienił. Nie tylko matka powróciła do zdrowia, nie tylko ojciec z całą energią pomagał jej i pracował z nią ręka w rękę, ale co najważniejsze, ci starzy ludzie zaczęli się uśmiechać.
Tak w trudzie i mozole płynęły dni, tygodnie i miesiące. Pracowała, jak umiała najlepiej. Była czuła dla tych obojga starych ludzi, jak tylko umiała najbardziej, jak tylko ją było na to stać. Zastępowała im syna, który przez nią zginął.
Nieraz zdarzyło się, że popłakała sobie z tęsknoty za swoim domem rodzinnym, za rodzicami, braćmi, towarzyszami – za zabawami, polowaniami. Patrzyła na swoje ręce spracowane od wideł i rydla, popękane, czarne od ziemi. Czy ktoś jeszcze potrafiłby w niej rozpoznać dawną, piękną księżniczkę? – “Co byś ty na to wszystko powiedział, gdybyś mnie tak teraz spotkał, mój ukochany rycerzu?” -myślała.
Kiedyś powiedziała staremu rycerzowi:
– Bóg pokarał tę okrutną księżniczkę.
– Jak? – spytał starzec. Zaczęła opowiadać:
– Razu pewnego przyjechał na zamek rycerz. Powiedział, że chce objechać mury. Zauważyła, że w miarę jak opowiadała, rosło zaciekawienie starego człowieka. Gdy doszła do pożegnalnego ukłonu, przerwał jej:
– Jak on się nazywał? Skąd pochodził?
– Nie wiem. Nikt nie wie.
– A jak wyglądał?
– W czarnym stroju, w czarnej zbroi.
– Ach, to “Czarny Rycerz” – zawołał z radością.
– Słyszałeś o nim? -Spytała nie dowierzając.
– Oczywiście. Słyszałem o nim bardzo wiele. Nagle się pojawia, tak jak pojawił się na tamtym zamku, i niesie pomoc biedakom, sierotom, wdowom, pokrzywdzonym. Ale tu nigdy nie był. Widocznie są inni, którzy bardziej potrzebują pomocy niż my.
Słuchała tego jak najpiękniejszej bajki. Serce tłukło się jej nieprzytomnie. Powiedziała najspokojniej jak umiała:
– Jak myślisz, czy kiedyś przyjedzie?
– Kto to wie.
Mijały tygodnie. Starzy ludzie traktowali ją jak swojego syna, zżyli się z nią, zwłaszcza, że ich dom był pusty. Nikt tu nie przyjeżdżał w gościnę. Czasem kupcy, czasem posłańcy. Niewiele ją to obchodziło. Tym bardziej, że przyszła jesień – deszczowa, zimna, błotnista. Dni upływały w walce z rzeką, coraz bardziej wzbierającą i grożącą zalaniem pól.
Któregoś dnia wracała do domu straszliwie zmęczona. Ten dzień szczególnie dał się jej we znaki. W strugach deszczu wznosiła uparcie groblę z kamieni, utykała mchem, przemoczona od czubka głowy po same stopy. Była umazana błotem, nie czuła z zimna ani rąk, ani nóg. Szła obok konia prowadząc go za uzdę. Nie miała serca go dosiąść, bo był tak samo zmęczony jak i ona. Myślała, że się nie dowlecze do domu. Aż wreszcie w ciemnościach zamajaczyły znajome kontury. Wprowadziła konia do stajni, roz-kułbaczyła go, odpinając zdrewniałymi palcami popręgi. Potem już nie było jej stać na to, by wejść do swojej zimnej izby i przebrać się. Chciała najpierw ogrzać się przy ogniu kominka i napić czegoś ciepłego. Pchnęła drzwi wejściowe. Oślepił ją blask ognia z kominka. Nagle zorientowała się, że jest ktoś obcy w izbie. Dobiegły ją słowa starego rycerza, z którymi zwracał się do gościa:
– Oto nasz dzidny wybawca. Gdyby nie jego pomoc, umarlibyśmy z głodu i choroby.
Zaskoczyły ją te słowa i zmieszały – “To o mnie” – pomyślała. Było jej strasznie przykro, że w takim stanie weszła do izby. Nie wiedziała, co zrobić. Patrzyła, jak rośnie przy jej stopach kałuża wody, która ścieka z jej zabłoconej odzieży. Postanowiła po prostu wyjść, przeprosić, podniosła oczy i wtedy wzrokiem przyzwyczajonym już do światła poznała go. To był on – “Czarny Rycerz”. Jej najukochańszy, jedyny, wytęskniony, wymarzony w snach, którego jeszcze raz kiedyś w życiu pragnęła spotkać. Nie była w stanie oczu od niego oderwać, patrzyła jak urzeczona. On jej wciąż nie poznawał, jakżeby zresztą mógł ją poznać. Dwoje starych ludzi wciąż do niego coś mówiło, ale ona tego nie słyszała, nic do niej nie dochodziło, była wpatrzona w jego oczy, które na nią ciekawie spoglądały. Nagle wszystko zaczęło wirować jej przed oczami. Poczuła, że słabnie. Nie chciała zemdleć. Bała się, że wtedy się wyda, kim jest. Przylgnęła do ściany, wparła się nogami w podłogę. Powtarzała sobie: “Byle nie zemdleć”. Ale i tak zaczęły jej łzy płynąć po policzkach, nogi słabnąć. Poczuła, że plecami ze- ślizguje się po chropowatej ścianie, kolana jej miękną i za moment runie na ziemię. Nagle ujrzała, jak jej rycerz zerwał się z ławy i w paru susach był przy niej. Uchwycił ją w ramiona, nachylił się nad jej twarzą i wtedy w jego oczach zobaczyła całe morze zdumienia, zaskoczenia i radości. Zemdlała.
ks. M. Maliński
Dobra rada – Nie możemy walczyć z niezbędnymi rzeczami, które musimy dawać i brać. To czas na zatrzymanie się i pozwolenie, by los potoczył się swoim torem. Wykorzystaj ten czas na rozważenie różnych perspektyw, aby wymienić ofiary, które są od ciebie potrzebne. Może być trudno zaufać działającym siłom, ale musimy pamiętać, że na pewno dostaniemy to, czego potrzebujemy. Teraz jest czas, aby się zatrzymać i wziąć to wszystko w swoje ręce. Przewrót może sprawiać wrażenie, jakby nasz świat wywracał się do góry nogami. Spójrz na świat z tej pozycji. Możesz uznać to za nowe, inne i nieco cudowne. Otwarcie się na tę nieznaną magię może wymagać poświęcenia starego poglądu.
Ostrzeżenie – Czas się ruszyć! Zbyt długo tkwiłeś w martwym punkcie przez ego lub strach i tracisz czas. Nie chciałbyś obudzić się pewnego dnia i zdać sobie sprawę, że poświęciłeś dni, miesiące, a nawet lata swojego życia na nic. Życie jest zbyt krótkie, by rozmyślać w nieskończoność; w końcu wszyscy musimy dokonać wyboru. Czasami oznacza to zrobienie kroku w tył, abyśmy mogli zrobić dwa kroki do przodu. Potrzebna jest nowa perspektywa, nowa droga. Nie trać więcej czasu!
O.N.A. – “Kiedy powiem sobie dość”
XII Wisielec wzywa do dawania umysłu. Skąd wiemy, kiedy poświęcenie jest konieczne, a ile to za dużo? W jakim stopniu ta ofiara jest altruistyczna, a kiedy zamienia się w samoukaranie, dążenie do zadośćuczynienia lub urzeczywistnienia? XII Wisielec jest czasami nazywany „osobą zawieszoną”. Odzwierciedla historię Odyna, który złożył siebie w ofierze w celu zdobycia wiedzy. Wiszący na Yggdrassil, Drzewie Świata lub Drzewie Życia, zraniony włócznią, bez chleba i miodu, wisiał przez dziewięć dni. Ostatniego dnia zobaczył na ziemi runy, które spadły z drzewa, zrozumiał ich znaczenie i schodząc, zebrał je dla siebie. Cała wiedza znajduje się w tych runach. Tak więc z jednej strony mamy męczennika, bezinteresowną osobę, która czuje się zobowiązana do porzucenia własnych interesów i dobra, aby pomóc innym. Z drugiej strony mamy dobrowolne uwięzienie człowieka, który pragnie być wolny. W pewnym sensie tworzy chorobę, którą zamierza wyleczyć. W obu przypadkach doświadcza się cierpienia i bólu, ale są one chętnie akceptowane. Podobnie jak IX Pustelnik, XII Wisielec jest samotny, odizolowany i w zupełnie innym stanie umysłu niż wszyscy inni; podczas gdy Pustelnik aktywnie zagląda do środka, młody blondyn z tej karty, bezradny, a jednocześnie spokojny, nie robi absolutnie nic. Odmawia udziału w ludzkiej grze społecznych konwencji i zrezygnował z prób kontrolowania swojego losu. Żyje w innym świecie.
XII Wisielec oznacza, że nadszedł czas, aby się zatrzymać i dostosować. Istnieje brak równowagi, który ogranicza twoją zdolność do poruszania się do przodu. Stare wzorce zachowań muszą zostać porzucone, a nowe podejście okaże się konieczne w miarę postępów. Poświęcenie nie zawsze musi być dla innych. W rzeczywistości niektóre z największych poświęceń, jakich możesz dokonać, dotyczą siebie. Równowaga odgrywa dużą rolę w motywach Wielkich Arkanów, a XII Wisielec nie jest wyjątkiem. Aby docenić siebie jako całość, musimy nauczyć się cenić i dbać o różne aspekty naszej świadomości, emocji, kreatywności, dobrobytu materialnego i intelektu, by wymienić tylko kilka. Żadnego z tych aspektów nie można zaniedbać i czasami trzeba poświęcić się od wewnątrz, aby zapewnić utrzymanie tej równowagi. Być może słyszałeś o powiedzeniu „co cię tu doprowadziło, nie doprowadzi cię tam” i jest to uczucie, które jest integralną częścią zrozumienia XII Wisielca.
Nadszedł czas, aby zrobić sobie przerwę i przenieść swoją energię. Stare nawyki mogą pogarszać twoje zdrowie, jednocześnie zaspokajając twoje potrzeby materialne. Silne emocje mogą przeszkadzać w postępach w projektach biznesowych lub kreatywnych. Intensywna pasja może powodować brak empatii. Wisielec mówi, że to nie może pójść dalej i musi zostać ponownie dostosowane. Pauzy nie zawsze są wygodne, ale jeśli nie podejmiemy inicjatywy, ta karta obiecuje, że Wszechświat wkroczy i upewni się, że zrobimy sobie niezbędne przerwy i przejdziemy niezbędne zmiany. Nie zawsze jest idealnie, ale jest to poświęcenie, które musimy ponieść, aby zbliżyć się do bycia najlepszym sobą.
Możesz patrzeć, ale nie wolno ci nic robić. Stój spokojnie i czekaj; niech życie się dzieje. Twój punkt widzenia przechodzi korektę. Kiedy nadejdzie czas, poznasz i doświadczysz prawdziwej wolności. Do tego czasu musisz przejść przez zmiany. Czasami możemy odwrócić świat, po prostu zmieniając zdanie i znajdując nowe punkty widzenia na życie. Jednak oświecona, spokojna twarz Wisielca skrywa wiele bólu i niepokoju emocjonalnego. Jego sekret polega na przyjęciu go, zaakceptowaniu i objęciu cierpienia, przez które wszyscy ludzie muszą w pewnym momencie przejść, a następnie uwolnieniu go wraz ze wszystkimi przywiązaniami. Walka na nic się nie zda. To tylko zacieśni liny. Niech wszystko pójdzie. Zrezygnuj z kontroli i nie poddawaj się łatwym rozwiązaniom. Nie spiesz się, aby leczyć, odpoczywać i pamiętać; wlazłeś na to drzewo z własnej nieprzymuszonej woli! Tylko ty możesz być tym, który wie, jak i kiedy uwolnisz się z więzów iw jaki sposób musisz się zmienić, aby to zrobić.
Wtajemniczonym i zainteresowanym ezoteryką przywodzi na myśl pogodne uczucie medytacji i jogi, a nawet może sugerować proces deprywacji sensorycznej jako sposób na osiągnięcie oświecenia, odmiennych stanów świadomości i gnozy.
W negatywie karta XII Wisielca opisuje sytuację, w której przerwa trwała zbyt długo. Czas płynie, a żadne istotne zmiany nie zachodzą. Z tego powodu przegapia się okazje, a bieg twojego życia jest blokowany na czas nieokreślony. Poczucie własnej wartości i równowaga stawia przed nami zniechęcającą pracę. Może być trudno wiedzieć, od czego zacząć lub rozszyfrować, która część naszej świadomości najbardziej potrzebuje naszej uwagi. Kiedy jednak za bardzo dajemy się pochłonąć podejmowaniu decyzji, którą ścieżkę wybrać, tracimy cenny czas, który moglibyśmy poświęcić na odkrywanie i poznawanie samych siebie. Chociaż czasami to zatrzymanie naszego rozwoju może być spowodowane poczuciem niepokoju, może to być również wynikiem arogancji lub rozdętego ego. Kiedy myślimy, że jesteśmy ponad zmianami lub „przez cały czas mieliśmy rację”. Musimy zrozumieć, że nie zawsze mamy rację, a dostosowanie się świadczy o naszej dojrzałości.
Kiedy ktoś widzi cię przez pryzmat Wisielca, widzi zupełnie zmienioną osobę. Zmieniło się coś integralnego w ich pierwotnym postrzeganiu ciebie i jesteś nową osobą. Może to skutkować zwiększonym szacunkiem dla ciebie lub faktem, że są ludzie, od których musisz odejść. Może to były twoje poglądy polityczne, twoje zainteresowania lub twoje cele, ale coś wielkiego się zmieniło. Inni postrzegają cię jako kogoś, kto jest w stanie dostosować się do twojej sytuacji, aby wspierać zdrowy rozwój samego siebie. Wiedzą, że kiedy będą się z tobą trzymać, poznają różne nowe perspektywy. Ludzie, którzy przyjmą te zmiany, pomogą ci iść naprzód. Jeśli szydzą z ciebie za przystosowanie się i faworyzowanie „starego ciebie”, to ta karta jest znakiem, że mogą cię powstrzymywać.
W emocjach XII Wisielec przypomina nam, że dobre rzeczy przychodzą do tych, którzy czekają. Kroki w związku muszą być podejmowane we własnym tempie i z właściwych powodów. Pary, które nie są chętne do poświęceń dla siebie nawzajem, nie będą mogły wspólnie robić postępów. Łatwo jest dać się wciągnąć w to, co robią wszyscy inni. Może się wydawać, że wszyscy są w związku lub biorą ślub, ale ty! Chociaż to uczucie sprawia, że bardzo kuszące jest wskoczenie w związek z najbliższą osobą lub szybkie przejście do relacji „tak”, Wisielec służy jako żółte światło – zwolnij! Relacje nie są tak łatwe, jak przedstawiają je filmy. Musimy zawsze pamiętać, że nasi partnerzy nie istnieją wyłącznie po to, by być naszymi partnerami. Są to ich własne ciała i dusze, których pragnienia i potrzeby mogą nie zawsze pokrywać się z naszymi. Poświęcenie i kompromis są niezbędne dla przetrwania związku. Nie możesz oczekiwać, że twój partner dokona zmian za ciebie, jeśli ty nie chcesz ich zmienić. Daj tej dynamice czas, którego potrzebuje, aby się uformować. Tych rzeczy po prostu nie da się przyspieszyć. Ktoś, kto szuka partnera, jest wezwany do cofnięcia się o krok i oceny, czego szuka w związku. Czy tylko po to, żeby być w związku? W porządku jest nie być gotowym na zobowiązanie. To trudna i czasami wyczerpująca sprawa. Musisz dać sobie czas.
W świecie kariery XII Wisielec stara się przeprowadzić nas przez czasy niepewności. To przypomnienie, że nie możemy wymuszać decyzji ani zmian, ale raczej cierpliwie je przeprowadzać. Doceń ten moment przerwy i ponownie wyrównaj, jeśli to konieczne. W każdej karierze zdarzają się napięte chwile wyciszenia XII Wisielec mówi, że tym razem nie muszą być same nerwy i zamieszanie. Może to być czas poświęcony na ocenę swojej pozycji i rozważenie wszelkich koniecznych korekt na ścieżce. Poświęć ten czas dla siebie jako rozwój zawodowy. Cokolwiek jednak robisz, nie próbuj nikogo zmuszać. Kiedy w tym czasie będziesz próbował ingerować w proces decyzyjny innej osoby, nie skończy się to dla ciebie pomyślnie. Musisz pozwolić rzeczom toczyć się własnym torem i wiedzieć, że droga się nie kończy, jeśli coś nie idzie po twojej myśli, nowa droga została tylko dla ciebie oczyszczona. W tej chwili najlepsze dla ciebie jest wycofanie się. Ciesz się tą chwilą przerwy i zrób wszystko, aby uspokoić nerwy. Wszystko wróci do normy, gdy nadejdzie właściwy czas.
Jeśli chodzi o konflikty, XII Wisielec prosi o spojrzenie na sprawy z perspektywy drugiej osoby. Pod koniec dnia drobne konflikty tylko cię powstrzymują. Być może nadszedł czas, aby pozwolić im wygrać, abyś mógł przejść do większych i lepszych rzeczy. Pomyśl o tym, jak Wisielec tak często radzi sobie z uporem i walką z własnym uporem. Czasami w kłótniach możemy znaleźć naszego przeciwnika jako fizyczną manifestację wspomnianego uporu. Ludzie mogą tak utknąć na swoich drogach i po pewnym czasie kłótnia zaczyna dotyczyć raczej posiadania racji niż bycia poprawnym. Pomyśl, dlaczego twój przeciwnik może argumentować po swojej stronie. Czy mówią z własnego doświadczenia? Czy może są niewykształceni w temacie? Być może mają rację i wystarczy spojrzeć na szerszy obraz. Może to być jeden ze sposobów na przywrócenie harmonii. Jeśli jednak walka wydaje się przeciągać w nieskończoność, pomyśl o wszystkich rzeczach, na które mógłbyś wykorzystać ten czas i energię. Wisielec głosi odrzucenie rzeczy, które nas powstrzymują. Ten argument może być jedną z tych wag. Być może nadszedł czas, aby poświęcić tę bitwę i pozwolić im wygrać. Wszystko po to, żeby mieć to już za sobą.
*Karta XII Wisielec – opis tej karty jest według moich doświadczeń, odczuć i porównań jakie na co dzień odczuwam w moim świecie prywatnym i zawodowym. Myślę, że w nauce i w poznawaniu kart tarota, najważniejsze jest pobudzenie własnej intuicji. Mam nadzieję, że zainspiruję Cię w pracy nad tymi kartami. Napisz w komentarzu, jak mogę jeszcze inaczej Ci pomóc.