VIII Moc – The Strength, Die Kraft
Płeć karty – męska
Odpowiednik astrologiczny – Lew, Neptun i Mars
Archetyp – Herkules, walka ze smokiem
Kabała – Ścieżka Sephiry Geburah (5) Dotkliwość lub osąd i ograniczenie, łączy się z Chesed (4) Miłość i miłosierdzie. Energia ta pokazuję nam siłę, która pokonuje ciężkość ograniczeń i wykorzystuje miłosierdzie przez co staje się ona silna i trwała. Ta moc wydaje się pochodzić z wewnątrz i zwykle jest spowodowana przez trudne okoliczności. To pozwala nam stać się bardziej miłosierni w konfrontacji z problemami innych.
Roślina – Papryka Cayenne (Capsicum), leczy czakrę korzenia i czakrę serca. W połączeniu z wodą na czczo skutecznie oczyszcza układ sercowo-naczyniowy i wydaje się rozszerzać krążenie do wszystkich ważnych gruczołów i nerwów układu mózgowo-rdzeniowego z przyjemnymi efektami afrodyzjaku. W połączeniu z ćwiczeniami oddechowymi transmutacja jest znacznie wzmocniona, dzięki czemu energia Kundalini staje się płomieniem szczęścia i miłości. Angelica (Dziki seler) symbol inspiracji, magi i poezji. Świętość rośliny podkreślona jest także przez inną często używaną angielską nazwę – Duch Święty. Sama nazwa arcydzięgiel pochodzi od legendy z XVII wieku, kiedy Europa cierpiała z powodu szkodników i zarazy. We śnie anioł powiedział mnichowi, że roślina ta może złagodzić cierpienie. Bazylia i Tymianek.
Kluczowe słowa – Siła, kontrola, wewnętrzna wytrzymałość, otwartość, opór, odwaga, miłość, cierpliwość, dobroć, samokontrola, pogodzenia pasji, wizji, energii, motywacji, działania, równowaga , powodzenie.
Makbet z dramatu Szekspira. Dowiaduje się, że może zostać królem. Potęga władzy tak go oślepiła, że postanawia przyśpieszyć czas spełnienia się przepowiedni. Uwierzył we wróżbę, lecz była to tylko wizja, on sam nadał jej bieg.
Wszystko zaczyna się od historii Rybaka, który wyłowił z morza Dżinna uwięzionego w szkatułce. Ten w zamian za uwolnienie, zaproponował Rybakowi wielkie bogactwa, a żeby je uzyskać musi zanieść swemu Sułtanowi ryby z tajemniczego jeziora – co też uczynił. Jak się później okazało nie były to zwykłe ryby, lecz… kolorowe. Próbując rozwikłać zagadkę ofiarowanych ryb, Sułtan trafia do pałacu Króla Wysp Hebanowych…. Polecam lekturę lub spektakl.
“Nadzieja pomaga iść naprzód, wytrwałość – stać, a odwaga – wracać”. Władysław Grzeszczyk
“Wolno ci robić co chcesz. Musisz być tylko przygotowanym na udźwignięcie konsekwencji.” – Sheldon Kopp
“W moich stosunkach z mężczyznami występują kwestie granic. Może to jednak nie tak. Żeby mieć problem dotyczący się granic, trzeba najpierw mieć granice, prawda? Ja natomiast zatracam się całkowicie w osobie, którą kocham. Jestem jak błona przepuszczalna. Jeśli cię kocham, możesz mieć wszystko. Mój czas, moje oddanie, mój tyłek, pieniądze, rodzinę, psa, pieniądze mojego psa, czas psa… wszystko. Jeśli cię kocham, przecierpię za ciebie każdy twój ból, przejmę na siebie wszystkie twoje długi (w każdym znaczeniu tego słowa), ochronię cię przed twoją własną niepewnością, przeniosę na ciebie wszelkie dobre cechy, których tak naprawdę nigdy w sobie nie wykształciłeś, i kupię gwiazdkowe prezenty dla całej twojej rodziny. Dam ci słońce i deszcz, a jeśli akurat okaże się to niemożliwe, zagwarantuję ci je na przyszłość. Dam ci to i wiele więcej, aż będę tak osłabiona i wyczerpana, że odzyskam energię, tylko jeśli zadurzę się w kimś innym. Nie przedstawiam tych faktów z dumą, ale tak to właśnie z mojej strony zawsze wyglądało”. – Elizabeth Gilbert
“Nigdy, nigdy, nigdy, nigdy się nie poddawaj”. – Winston Churchill
“Panowanie nad innymi to siła. Panowanie nad samym sobą to prawdziwa moc”. – Laozi
Osoby, które oddają charakter karcie VIII Moc
Usain Bolt
Michael Phelps
Muhammad Ali
Edson Arantes do Nascimento – Pele
Martin Luther King
Nelson Rolihlahla Mandela
Na skraju miasta żył młody kowal. Kuł zbroje, tarcze i miecze dla gladiatorów, którzy walczyli na arenach. Kuźnię odziedziczył po ojcu; który też – tak jak on teraz – pracował dla gladiatorów. Już jako dziecko cale dnie spędzał w kuźni. Bawił się z klientami ojca, walczył z nimi swoim dziecinnym mieczem, bronił się przed ich uderzeniami swoją dziecinną tarczą. Gdy go pytali, kim chce być w życiu, odpowiadał zawsze niezmiennie to samo: gladiatorem. Chciał walczyć na arenach, chciał zwyciężać, zdobywać sławę i pieniądze. W miarę upływu czasu robił szybkie postępy. Starzy fachowcy wróżyli mu dużą przyszłość. Miał świetne warunki fizyczne: dobrze zbudowany, silny, wysoki, nie za ciężki. Miał szybki refleks i odwagę. Zapowiadał się na doskonałego zawodnika. Nawet zaczął brać udział w igrzyskach. Niestety, czy też na szczęście, śliczna dziewczyna, jego obecna żona, uprosiła go, aby tego zaprzestał. Zgodził się na to, choć z dużymi oporami. Mimo że faktycznie zrezygnował z kariery gladiatora, to jednak nie opuścił ani jednego ważnego widowiska. Wciąż, jak dawniej, interesował się życiem zawodników. Przyjaźnił się z wieloma z nich. Nie tylko rozmawiali o fechtunku, ale nawet razem z nimi ćwiczył, na placu przed kuźnią, w czasie przerwy w pracy. On ich uczył tego, co sam zdąży) odkryć i udoskonalić, oni pokazywali mu, jak walczą.
Urodziło mu się dziecko, którego obydwoje z żoną od dawna oczekiwali. Nazwali go Tytus. Ale urodziło się słabiutkie i wymagało dużej staranności i troskliwości, bo łatwo zapadało na rozmaite choroby. Zwierzał się ze swoich zmartwień przyjaciołom. Któryś z nich polecił mu jednego z lekarzy. Ale ostrzegał go, że to jest bardzo drogi lekarz, leczy tylko dzieci bogatych patrycjuszy. Kowal zapamiętał adres i nazwisko. “Na wszelki wypadek” – pomyślał z obawą. Niestety, sprawdziły się jego niepokoje. Razu pewnego, gdy wracał po pracy do domu, nie wyszła mu naprzeciw, jak zwykle, jego żona. Zaniepokoiło go to. Znalazł ją przy łóżku dziecka. Tytus był chory. Pojawiła się wysoka gorączka, która nie chciała ustąpić ani następnego dnia, ani kolejnego. Znajomy medyk był bezradny. Kowal najchętniej pozostałby w domu, aby opiekować się chłopcem, ale nie mógł, ponieważ miał cały szereg pilnych prac z powodu zbliżających się wielkich igrzysk. W któryś kolejny dzień wpadła do kuźni jego żona z dzieckiem na ręku:
– Umiera.
Wystarczył mu jeden rzut oka, by stwierdzić, że tak jest. Porwał syna w ramiona i tak jak stał, we fartuchu skórzanym, pobiegł do lekarza. To było na szczęście niedaleko. Lekarza zastali w domu. Przebadał dziecko gruntownie. Kowal czekał z żoną na diagnozę jak na wyrok. Po długiej chwili lekarz orzekł:
– Dziecko jest w ciężkim stanie, bardzo poważnie chore. Może mi się udaje uratować. Jednak musi pozostać u mnie co najmniej dwa tygodnie, a może i dłużej. Ale ta kuracja będzie bardzo dużo kosztowała, lekarstwa są drogie. Będziesz mógł zapłacić? – spytał kowala.
– Ile?
Lekarz wymienił orientacyjną sumę. Była tak wysoka, że przekraczała wszystko, co kowal miał oszczędzone. Nawet gdyby sprzedał swój domek i całą kuźnię, to i tak nie potrafiłby zapłacić. Ale zdecydował się natychmiast:
– Dobrze.
– Pierwszą ratę wpłać mi w ciągu najbliższych dni. A resztę gdy syn wyzdrowieje. Jeżeli uda mi się go wyleczyć. Żona patrzyła na kowala z niepokojem:
– Skąd ty weźmiesz tyle pieniędzy?
Nie odpowiedział. Wrócił do kuźni, by wykańczać zamówienia. Gdy zamykał kuźnię, wyciągnął z ukrycia swój sprzęt gladiatorski. Przymierzył go, wyczyścił. Wiedział, że sumę, której żąda lekarz, może zdobyć tylko jako gladiator. Sposobność nadarzała się znakomita. Igrzyska, jakie miały się odbyć w mieście za parę dni, były jedne z największych w ciągu roku. Zdawał sobie sprawę z ryzyka, jednak wiedział, że nie ma innego wyjścia. Nie mógł inaczej postąpić.
W miarę jak zbliżał się dzień rozpoczęcia zawodów, kowal był coraz bardziej niespokojny. W noc przed igrzyskami nic nie spał. Rano wyszedł wcześnie z domu, jak zawsze w dzień igrzysk. Po drodze wstąpił do kuźni. Zbroję, nagolenniki, tarczę, miecz okręcił w płótno, tak żeby nikt nie mógł rozpoznać, co on niesie, i poszedł. Idąc na stadion nie spotkał na szczęście nikogo ze swoich znajomych.
Chwilę czekał przed wejściem. W ostatnim momencie, gdy już wszyscy gladiatorzy poczęli wychodzić na arenę, wszedł do przebieralni, włożył zbroję i hełm. Jego hełm był głęboki, zakrywał nos i kości policzkowe, stąd też pozwalał kowalowi pozostawać nierozpoznanym. Na piasku były’już wyznaczone pola dla każdej pary. Mieli walczyć systemem po dwóch. Kolejni zawodnicy spotykali się ze sobą, i tak do końca, aż wreszcie na arenie miało pozostać dwóch gladiatorów. Ci mieli walczyć o palmę pierwszeństwa. Na ile mógł się zorientować, było ich wszystkich około czterdziestu. Miał więc przed sobą pięć względnie sześć walk. Wskazano mu stanowisko. Spojrzał po trybunach. Były pełne. Przyszło mu do głowy: “Ten, kto wygra, zbierze dużo pieniędzy”.
Jego pierwszym przeciwnikiem był jakiś nieznany młody chłopiec. Kowal spostrzegł, że tamten jest niespokojny, że bardzo się denerwuje. Żal mu go było. Konsul prowadzący igrzyska dał znak na rozpoczęcie walki. W tym momencie chłopiec rzucił się na kowala. Najwidoczniej bojąc się, że ma przed sobą starszego gladiatora o dużej praktyce, chciał przez zaskoczenie zakończyć walkę błyskawicznie. Kowal zrobił unik, ale chłopiec znowu zaatakował, skakał jak szaleniec. Technicznie był jednak słaby. Nie krył się dostatecznie, odsłaniał się. Kowal patrzył spokojnie na to miotanie się, unikał jego ciosów. Nie chciał go zabić. Odczekał i wykorzystał kolejny błąd. Gdy chłopiec przy zamachowym ciosie odsłonił się, pchnął go mieczem. Chłopiec upadł na ziemię. Krew poczęła rozlewać się czerwoną plamą po piasku. Teraz, spod hełmu, który spadł, rozsypały się blond włosy. Na twarzy chłopca pojawiły się łzy. Płakał. Z bólu czy z powodu przegranej? Kowal nachylony nad nim poczuł, że i jemu łzy płyną po twarzy. Bardzo chciał, żeby ten chłopiec nie umarł. Nie wiedział, jak mu pomóc. Patrzył na chłopca bezradnie. Przyszli niewolnicy, którzy ściągali rannych i zabitych gladiatorów, grabili piasek, rysowali patykami nowe pola walk, dla tych, którzy zwyciężyli. Zwycięzców było około dwudziestu.
Zaczęło się. kolejne spotkanie. Kowal walczył jak we śnie. Wciąż miał przed oczami tamtą, cierpiącą twarz swojego pierwszego przeciwnika. 0-przytomniał pod wpływem bólu. Nie dość szczelnie się zasłonił i ześlizgujący się po jego tarczy miecz przeciwnika skaleczył go w rękę. Trysła krew. Ujrzał w oczach gladiatora błysk zwycięstwa. Wykorzystał ten moment dekoncentracji i uderzył celnie. Nie patrzył. Nie chciał widzieć, czy zabił, czy tylko zranił. Zajął się swoim ramieniem. Na szczęście uderzenie nie uszkodziło mięśni, zdarło tylko skórę. Krew się sączyła, ból mu dokuczał, ale ramię było sprawne.
Potem następowały po sobie dalsze walki. W miarę upływu czasu czuł, że jego siły wyczerpują się, był coraz bardziej zmęczony. Pot zalewał mu twarz, ręka trzymająca tarczę coraz częściej mu drętwiała. Nie był w stanie uderzać mieczem tak silnie, jak by tego chciał, potykał się. Tego bal się najbardziej. Był cały poobijany, podarty, pokaleczony. Uszy pełne wycia tłumów, oczy na wpół widzące, drżące nogi. Nie wiedział już z iloma walczył.
Opamiętał się, gdy spostrzegł, że arena jest pusta, a na placu został tylko on i jego ostatni przeciwnik. Nie obchodziło go, kto to jest. Nie było go stać na to, był tak zmęczony. Czekał z opuszczoną głową, chcąc by ta przerwa trwała jak najdłużej. Niewolnicy wyrównywali piasek na arenie. Wreszcie, gdy dano znak na rozpoczęcie walki, podniósł głowę i oprzytomniał natychmiast. Ostatnim przeciwnikiem był jego stary przyjaciel. Tamten nie poznał go. Kowal od początku walk aż dotąd nie zdejmował hełmu, chociaż marzył o tym, by otrzeć twarz i ochłodzić się, tak jak to wszyscy robili. Ale chciał pozostać do końca nierozpoznany. – “Jeżeli wygram, wtedy niech mnie poznają”. – Patrzył na swojego przeciwnika z głębokim wzruszeniem. Przyjaźnił się z nim od dziecka. Razem się bawili, razem ćwiczyli fechtunek, nie było jednego chwytu, którego by obaj nie znali, nie było uderzenia, które byłoby niespodzianką. Zaczęła się walka. W miarę, jak minuty płynęły, czuł, że w jego przeciwniku coraz bardziej rośnie zdziwienie. Przyjaciel najwyraźniej nie mógł pojąć, dlaczego nie udają mu się najlepsze chwyty, jak również skąd jego przeciwnik potrafi parować ciosy, które były nie do obrony. Wreszcie kowal rozstrzygnął walkę w dziecinnie prosty sposób. Podstawił przeciwnikowi po prostu nogę, a potem runął na niego, przystawił miecz do gardła i zmusił do poddania się. Wtedy odskoczył. Jego przyjaciel ciężko dźwignął się z areny i zaczął odchodzić. Teraz do uszu kowala doszedł huragan oklasków. Amfiteatr powitał to zwycięstwo i to rozwiązanie śmiechem i brawami. Widzowie najwyraźniej mieli dość krwi, cieszyli się i śmiali jak dzieci. Kowal rozejrzał się. Dopiero teraz zorientował się, że jest ulubieńcom stadionu. Domyślił się, że widzowie obserwowali wszystkie jego walki, że spodobał się, że zyskał sympatię.
Kowal zdjął hełm z głowy. W tym momencie odchodzący z areny jego ostatni przeciwnik odwrócił się i zamarł w bezruchu. Potem roześmiał się i pełen radości podbiegł do kowala, rzucił mu się w ramiona. Amfiteatr ogarnął szał uniesienia. Klaskano, wołano, śpiewano. Wreszcie ludzie powstali z miejsc i zaczęli rzucać pieniądze.
Rozpoznano go. Tajemniczy nowy gladiator, to był kowal płatnerz. A on patrzył na lecące pieniądze jak na życiodajny deszcz. To były pieniądze dla jego dziecka. Potem objął starego towarzysza, i tak spleceni w przyjacielskim uścisku szli przez arenę do szatni. Jego powrót do domu był marszem triumfalnym. Kowal szedł otoczony wieńcem przyjaciół, kolegów, znajomych, sympatyków, którzy podziwiali jego walkę. Niewolnicy przynieśli mu zebrane z piasku areny pieniądze. Było ich tyle, że z łatwością starczyło na zapłacenie całego leczenia dziecka. Gdy się już zbliżali do domu, z daleka wybiegła żona naprzeciw. Dowiedziała się wszystkiego od ludzi, którzy wcześniej wyszli z igrzysk. Zapłakana ale szczęśliwa, że wraca zdrowy, rzuciła się mu na szyję i powiedziała:
– Już nigdy, prawda, ty już nigdy nie wystąpisz na arenie.
– Nie. Teraz już będę walczył – odpowiedział. W domu jej wyjaśnił, dlaczego będzie walczył:
– Drugi raz w takiej sytuacji nie chcę się znaleźć, bo kiedyś znowu może się okazać, że będzie potrzeba mnóstwo pieniędzy, jak w tym wypadku i nie będzie skąd ich wziąć. A więc będę walczył. Tylko ci obiecuję; że to będzie trwało już krótko. Krótko, ale intensywnie. A potem porzucę zawód gladiatora i będziemy żyli spokojnie.
Zwycięstwo tak efektowne uczyniło go sławnym. Dostał natychmiast wiele ofert z rozmaitych miast. Przebierał starannie. Żądał dużo pieniędzy za każdy swój występ, niezależnie od tych datków, które rzucali widzowie. Skoncentrował się na dobrym przygotowaniu. Dużo trenował, dzień za dniem, od rana do wieczora. Brał najlepszych fechmistrzów, prosił do współpracy swoich dawnych kolegów gladiatorów, których jeszcze znał z czasów, kiedy prowadził kuźnię.
Równocześnie myślał o swojej przyszłości, a właściwie o przyszłości swojego syna. Polecił pośrednikom, którzy zajmują się kupnem i sprzedażą domów, żeby mu znaleźli w dzielnicy patrycjuszy jakiś wygodny dom. Kupił okazyjnie willę z ogromnym ogrodem, urządził ją bardzo bogato.
Zmieniło się w jego życiu dużo. W tym nowym okrutnym życiu, w życiu, gdzie każdy dzień był wypełniony troską o siebie i o swoje interesy, nie było czasu ani miejsca na przyjaciół. Znikli oni tak niepostrzeżenie jak jego żona. Któregoś razu wrócił po długiej podróży do domu i dowiedział się, że umarła na serce. Do końca nie zgadzała się na to jego nowe życie. Nie protestowała. Od dawna nie mówiła nic. Ale czytał w jej oczach, że wciąż boi się o niego, że błaga go, by zaniechał walk na arenach. Przyjął fakt jej śmierci bez specjalnego wrażenia. Dla niej nie było miejsca w życiu, na które się zdecydował.
Pieniędzy zarobionych nie rozrzucał. Bogacił się rozumnie, rozważnie. Kupował pola, inwestował w gospodarstwa, liczył się z tym, że w krótkim czasie wycofa się. A odejść chciał ze swojego zawodu gladiatorskiego nawet nie dlatego, że czuł się nie w formie, tylko myślał o swoim synu. Zresztą, nieraz w późniejszych latach opowiadał znajomym, że był to dla niego najtrudniejszy krok życiowy. Przyznawał, że nigdy nic nie było dla niego trudniejsze, jak decyzja zejścia ż areny. Podkreślał, że uczynił to przede wszystkim dla swojego syna.
Nie chciał, żeby syn wiedział, jak wygląda jego prawdziwe życie. Nie rozmawiał z nim na te tematy. Nigdy nie brał udziału w igrzyskach na terenie swojego miasta. Wciąż w rozjazdach, nie miał czasu zajmować się wychowaniem Tytusa, sprowadził więc świetnych pedagogów, którzy mieli jego syna nauczać i wychowywać. Nie zdawał sobie sprawy, że Tytus wiedział o ojcu bardzo dużo. Chłopiec chłonął każdy szczegół, każde rzucone zdanie, które dotyczyło ojca. Interesował się każdym jego wyjazdem, każdą jego walką i zwycięstwem. Wzrastał w atmosferze walk, przemocy, zwycięstw, sławy, pieniędzy. Nawet uprosił ojca – mimo że ten się przed tym długo bronił – aby zezwolił mu na uczęszczanie do szkoły szermierczej. Na ćwiczeniach był zajadły, nieustępliwy, chciał zawsze zwyciężać. W walce i w zwycięstwie widział cel swojego życia. Zresztą nie tylko w czasie ćwiczeń. Nadmiernie ambitny, zarozumiały, bezczelny, arogancki, pewny siebie, pewny wpływów ojca, pieniędzy ojca, sławy ojca, nie liczył się z nikim ani z niczym. Zaczepiał ludzi na ulicy, wszczynał burdy. O tym wszystkim ojciec nie wiedział. Służba nie śmiała mu donosić o poczynaniach jego syna. Kryła wybryki Tytusa.
Kiedyś szkoła Tytusa urządziła zawody szermiercze z drugą podobną szkołą szermierczą w mieście. Chłopiec szczęśliwie doszedł do finału, ale w ostatniej walce natrafił na przeciwnika lepszego od siebie. To go rozwścieczyło. Chciał zwyciężyć za wszelką cenę. Nerwy go poniosły. Zaczął walczyć wbrew przepisom. Zranił swojego partnera. Został zdyskwalifikowany. Nie chciał tego uznać. Zrobił awanturę. Poobrażał swoich kolegów i przełożonych. Ojciec dowiedział się o tym. Dopiero teraz zaczął dopytywać się i interesować się swoim synem. To zajście otworzyło mu oczy na stan faktyczny. Uświadomiło mu, co się z jego synem dzieje. Rozmowa z Tytusem niewiele dała. Wprost przeciwnie, przekonała go, że stracił z nim kontakt, że nie umie się z nim porozumieć. Chciał więc przynajmniej jakoś doraźnie z tego incydentu wyjść. Polecił Tytusowi, by przeprosił swojego kolegę. Tytus się zaciął, oświadczył, że tego nie zrobi. Kowal nie chciał doprowadzić do ostateczności, powiedział ugodowo:
– Dobrze, pójdę razem z tobą.
I tak też zrobił: poszli razem. Był to stary zamożny dom położony w odległej dzielnicy. Stara, dobra rodzina. Kowal przeprosił rodziców za syna, a potem wreszcie Tytus wypowiedział słowa przeproszenia, tak jak sobie ojciec życzył. Już pogodzeni Tytus ze swoim kolegą spacerowali po ogrodzie. I wtedy przybiegła do nich dziewczyna, jego siostra. Tytusa uderzyło, że jest jakaś inna niż dziewczęta, z którymi się dotąd spotykał. Nawet nie bardzo mógłby powiedzieć, na czym ta inność polegała. Zresztą miał takie wrażenie, że cały dom był inny niż te, gdzie dotąd bywał. Musiał przyznać, że dobrze się tam czuł. Stąd też pod rozmaitymi pozorami zaczął tam zachodzić. Zaprzyjaźnił się serdecznie ze swoim byłym przeciwnikiem i jego siostrą. Kiedyś zaprosił Weronikę do swojego domu.
– Nie. Jutro nie mogę przyjść. W niedzielę jestem zajęta.
– A co robisz?
– Spotykamy się na łamaniu chleba.
– Kto my?
– My, chrześcijanie.
– Toś ty jest chrześcijanka? – prawie zaniemówił z wrażenia… (…)
Dobra rada – Pamiętaj o tym, że kontrola jest zawsze w naszych rękach i trzeba mieć czystość w swoim sercu. Wewnętrzne cechy miłości, cierpliwości i łagodności są znacznie lepsze od władzy materialnej, brutalnej siły i nienawiści. Spróbuj skupić się na samopoznaniu własnego Ja. Możemy stać się podatni i pozwolić innym, aby mogli skorzystać z naszych umiejętności. Moc nie jest to siła, z jaką wywierać władzę nad innymi, ale moc to z siłą powstrzymać innych od sprawowania władzy nad wami. Najwyższy czas na konfrontację.
Ostrzeżenie – Bezradność, osłabienie, manipulacja, nadużycie władzy, niezgody, hańba, brak wiary, brak silnej woli. Karta VIII Moc mówi, że jeśli naprawdę wierzysz w prawo i słuszność swojego postępowania, to pozostań twardy i postępuj zgodnie ze swoimi planami, bez względu na sprzeciw ze strony innych.
Karta Tarota VIII Moc symbolizuje wewnętrzną wytrzymałość i determinację do pokonania przeszkód, samowiedzę i samodyscyplina, lecz tylko wtedy, gdy my sami siebie będziemy działać w sposób odpowiedzialny, możemy skutecznie radzić sobie z trudnymi sytuacjami i przezwyciężyć nasze trudności z powodzeniem. Karta ta nie reprezentuje tylko siłę fizyczną, również moralną i emocjonalną, które tutaj są widoczne. VIII Moc jest czasem określana jako “Czarodziejka” i symbolizuje “świadomość” wraz z “wiedzieć”, “Ja wiem”. Absorbuje cechy wewnętrznej wytrzymałości i przedstawia osoby z wielką wewnętrzną siłą, co będzie prowadzić je przez całe życie. VIII Moc sugeruje, że istnieje nacisk męstwa i odwagi, sugeruje, że należy być wiernym swoim przekonaniom i stawiać wyzwanie tym, którzy są w błędzie. Mówi, że trzeba mieć odwagę i determinację, aby odnieść sukces, który doprowadzi do spostrzegania Cię jako lidera i źródło inspiracji. Jest to bardzo pozytywna karta, która powinna motywować do tego, aby mieć wiarę w siebie. Inspiruje do stawiania czoła sytuacjom, które mogą wydawać się trudne. Pozwoli to rozwinąć czyjeś zaufanie i poczucie własnej wartości i pomagać sobie, aby zachować poczucie celu. Może być mowa o pojednaniu się z ukochaną osobą kiedy nie co zmieni się swoją postawę co może prowadzić do szczęścia i spełnienia. Warto przezwyciężać obecną sytuację w swoim życiu. Poszukiwanie wewnątrz samego siebie, nie może być dokonane przez ego. Musimy stawić czoła uczuciom i pragnieniom długo ukrytym przed naszymi świadomymi myślami. Wiele osób odczuwa brak spontaniczności w swoim życiu. Może być mowa o strachu przed niebezpieczeństwem. Postępując zgodnie ze strasznym procesem uwalniania swoich ukrytych lęków i pragnień oraz przerażeni procesem uwalniania swoich ukrytych lęków i pragnień, ostrożnie zaczynamy “naśladować” spontaniczność. Rozszerzono tutaj kartę VII Rydwan na nową domenę. Tworząc VIII Moc z numerem 8, ustawiamy go na przeciwko VII Rydwanowi jako inny rodzaj mocy, nie woli ego, ale wewnętrznej Mocy, aby móc konfrontować się spokojnie i bez strachu. VIII Moc pozwala na pojawienie się wewnętrznych namiętności, jako pierwszy krok w wyjściu poza ego. Karta ta zwykle pokazuje osobę silną od wewnątrz, doświadczającą życia z pasją, ale w spokoju, bez kontroli i pasji. Karta przedstawia siłę do rozpoczęcia lub kontynuowania trudnego projektu, pomimo strachu i napięcia emocjonalnego. W negatywie karta VIII Moc wskazuje przede wszystkim na słabość. Zawodzi odwaga stawienia czoła życiu, a człowiek czuje się przytłoczony i pesymistyczny. Oznacza to również mękę od wewnątrz. Namiętności stają się wrogiem, grożąc zniszczeniem świadomej osobowości i życia, które ktoś sam sobie zbudował.
*Karta VIII Moc – opis tej karty jest według moich doświadczeń, odczuć i porównań jakie na co dzień odczuwam w moim świecie prywatnym i zawodowym. Myślę, że w nauce i w poznawaniu kart tarota, najważniejsze jest pobudzenie własnej intuicji. Mam nadzieję, że zainspiruję Cię w pracy nad tymi kartami. Napisz w komentarzu, jak mogę jeszcze inaczej Ci pomóc.